Zycie Kolorado
Blog 5_24.jpg

Na skróty

Sami swoi | WALDEK TADLA

No proszę Państwa, chyba mi nie uwierzycie; w ubiegłym tygodniu wybrałem się do kina na polski film. I co? I właśnie o tym będzie ten felieton. Mam jednak taką głęboką nadzieję, że nie wprowadzi on nikogo w denerwację.

Jeżeli miałbym być bardzo konkretny i rzeczowy to powiedziałbym krótko – było to rewelacyjne przeżycie! Co za przyjemna odskocznia od tego wszystkiego, co nas dzisiaj otacza. Polski skansen i organiczna rzeczywistość w całej swojej krasie. Do tego oglądana na ziemi Jaśka (brata Kaźmirza), który wyemigrował do Ameryki, po tym, jak w sporze o miedzę, dziabną kosą swojego sąsiada Kargula. Widok tych naszych pełnokrwistych protoplastów wzbudza nostalgię, czasami smutek, ale nade wszystko szczery śmiech. Tegoroczna produkcja filmowa to dwie godziny pełne wzruszeń i zadumy nad turbulentnym losem Macierzy, która nas światu temu wydała. Polsko, Ojczyzno moja! Akcja filmu „Sami swoi. Początek” rozgrywa się w okresie międzywojennym (1913 -1943) na Kresach Wschodnich we wsi Krużewniki. Historia ta opowiada o losach skłóconych rodzin Kargulów i Pawlaków jeszcze przed wydarzeniami znanymi nam z kultowych produkcji Chęcińskiego takich jak: „Sami swoi” (1967), „Nie ma mocnych” (1974), „Kochaj albo rzuć” (1977), czyli przed ich przybyciem na Ziemie Odzyskane.

Moim wstępnym założeniem jest to, aby felieton ten nie był recenzją filmową, a raczej luźną dywagacją emigrancką. To powiedziawszy, wystawię subiektywną ocenę tego filmu - jest ona na plus. Gorąco go Państwu polecam. A jaka jest prawda? Z jednej strony film mi się podobał i mocno mnie ubawił. Powiem więcej, wszyscy widzowie z projekcji tego dzieła wychodzili w uśmiechach. Z drugiej strony w publikacjach branżowych można przeczytać wiele głosów krytycznych, które mówią; że Żmijewski jest niedoświadczonym reżyserem, dlatego nie podołał temu wyzwaniu oraz to, że legendy nie powinno się ruszać. Podobno nawet klimat i humor pierwowzoru został w tej najnowszej produkcji nieudolnie implementowany. Jednak co tam – mi się podoba! Ewidentna rozbieżność zdań i poglądów. Tak tworzy się nasz polski spór, ale zaraz… czy nie jest on treścią tego filmu?

Sami swoi po dwóch stronach ekranu

Na pierwszy ogień pójdzie nasza polonijna społeczność, która ten film wraz ze mną oglądała. To, że projekcja odbyła się w Denver, a nie w Warszawie ma swoje bardzo wymierne znaczenie. My ludzie na emigracji łakniemy wszystkiego, co polskie, pielęgnujemy tradycje, kultywujemy patriotyzm i pomimo wszelakich rozbieżności staramy się trzymać razem. W filmie jest scena, kiedy to podczas drugiej wojny światowej oficer niemiecki wraz ze swoim plutonem przyjeżdża do wsi Krużewniki. Zbiera wszystkich mieszkańców i informuje ich, że wieś będzie spalona, a oni rozstrzelani. Wtem… jakże nieoczywisty czyn Pawlaka o 180 stopni zmienia bieg wydarzeń. Dobro pokonuje zło, a radość zwycięża trwogę i lęk. Scena ta ukazuje moc indywidualnego czynu oraz potęgę ludzkiej jedności w obliczu zagrożenia. My Polonusi żyjemy z tym na co dzień. Z dala od Ojczyzny, każdego dnia, w naszym codziennym życiu – Polski – jest coraz mniej; a to Klub chcą nam zawłaszczyć, a to Gazecie i Szkole nogę chcą podstawić, czy też do sądu rodaka chcą zaprosić. Trwoga i lęk. Parafrazując Kargula; „Ty, Kaźmirz, już trzecią wojnę zaczął, chociaż druga ledwo skończona! „ - „To już czwarta wojna w moim życiu, w tym dwie światowe!” Skoro tak, to lepiej nam tych wojen nie zaczynać. Jedyną nadzieją na biało czerwoną przyszłość w Denver jest jedność, wzajemna życzliwość oraz poparcie dla tych, którzy zupełnie bezinteresownie angażują się i działają dla wspólnego dobra. Tego wieczoru uczyniliśmy mały krok w tym kierunku i solidarnie wypełniliśmy po same brzegi amerykańską salę kinową. Polski film, ojczysta mowa i radość ze wzajemnego obcowania kolejny raz zbliżyła nas do siebie. Zarówno po jednej, jak i drugiej stronie ekranu stworzyliśmy polską jedność. Byliśmy jak sami swoi.

W filmie jest scena, kiedy w wyniku podziału jałtańskiego polskie rodziny opuszczają swoje domostwa i przemieszczają się na Ziemie Odzyskane. Kargulowie i Pawlakowie wyjeżdżają ze swoich Krużewnik i udają się w nieznane im strony. Jest to bardzo emocjonalna scena, ponieważ muszą oni zostawić za sobą wszystko, co znali i kochali, aby rozpocząć w „zupełnie innym świecie” nowe życie. W trakcie tej podróży bohaterowie doświadczają wielu trudności i wyzwań, a ich dalszy byt będzie wymagał od nich konieczność jakże niełatwej adaptacji. Korelacja tego obrazu z oglądającą go publiką była boleśnie prawdziwa. Nostalgia wyciskała łzy zrozumienia dla wszystkich tych, którym przyszło tułać się po świecie. Wszak prawie każdy z nas opuścił swój Rodzinny Dom w poszukiwaniu nowego i dobrego życia. Jednak nas emigrantów to życie rzuciło najdalej, w nieznaną nam kulturę i obcy nam język. Często bez grosza przy duszy, mając niewiele ponad to, co na sobie lądowaliśmy w Nowym Jorku, Chicago lub każdym innym mieście. Gdzie dzięki wytrwałości, ciężkiej pracy i nieracjonalnej wręcz oszczędności, powoli adoptowaliśmy się do ogółu, aby móc kiedyś z niego kwieciście wyrosnąć.

Sami swoi - emigracyjne podobieństwa

Ekranowe Krużewniki były swoistym tyglem różnorakich narodowości; Polacy, Żydzi, Białorusini, Rosjanie, Ukraińcy i Niemcy. W symbiozie tej każdy musiał się odnaleźć i odpowiednio do niej dostosować. Z kolei Polska PRL – owska, z przyczyn historycznie nam znanych, stanowiła jeden narodowościowo spójny monolit, wyznania rzymskokatolickiego. W latach 80 - tych ubiegłego wieku z takiej to właśnie Polski wyemigrowałem. Stany Zjednoczone, dzielnica Brooklynu — Boro Park, do której przywieziono mnie prosto z lotniska była dla mnie czymś kompletnie irracjonalnym. Dotychczasowym klimatem mojego młodzieńczego bytu był „Człowiek z żelaza” Andrzeja Wajdy. Tymczasem zupełnie niespodziewanie, z dnia na dzień znalazłem się na deskach scenicznych spektaklu „Skrzypek na dachu” i poczułem się jak jego główny bohater — ubogi mleczarz Tewje. Nagle światła wszystkich synagog zwróciły się ku mnie i swym koszernym blaskiem oślepiały me oczy, a ja każdego dnia „wadząc” się z Bogiem, tak nieśmiało sobie śpiewałem: Gdybym był bogaczem, jaba daba daba jaba daba daba daba dam… Och, Boże! Miał to być Nowy Jork amerykański, a wyszła Anatewka; wioska, zagubiona gdzieś mentalnie na rubieżach XIX – to wiecznej carskiej Rosji. Na Boro Parku wśród dominującej nacji żydowskiej było również sporo innych; Polacy, Rosjanie, Azjaci, Afroamerykanie i Latynosi. Z biegiem czasu wszyscy oni byli jak sami swoi. Swoisty, narodowościowo - wyznaniowy tygiel, zupełnie jak w Pawlakowych Krużewnikach. Modlitwa w kościele amerykańskim dla emigranta nigdy nie będzie tym samym co w kościele ojczyźnianym. Mamy zupełnie podobny problem do tego, jak mieli Kargule i Pawlaki, gdy zawitali na poniemieckich Ziemiach Odzyskanych. „Oj, żeby przez tę niemiecką spowiedź mama, choć czyśćca dostąpiła”. W filmie Chęcińskiego polscy przesiedleńcy mogli początkowo korzystać jedynie z posługi niemieckiego księdza, więc gdy umierająca matka Pawlaka chciała się wyspowiadać, potrzebowała tłumacza. W roli tej, mimo wielkich oporów, wystąpił Kargul, który początkowo nie chcąc się zgodzić, mówił: „Ona się prędzej diabła spodziewa jak mnie z gromnicą”, a Pawlak mu na to: „Ot, czasy: durny przodem idzie!”

Kolejnym odkrywczym doświadczeniem polskiego emigranta na ziemi amerykańskiej jest bezgraniczna wolność. Tuż po przylocie, z dnia na dzień stajesz się panem swojego losu i jak sobie pościeli tak się wyśpisz. Bez układów, znajomości, załatwiania, kombinowania i łapówkarstwa. Chcesz być milionerem, to możesz nim być. Chcesz być bezdomnym, to też Ci nikt w tym nie przeszkodzi. Za PRL-u na polskich ulicach milionerów i bezdomnych raczej się nie widywało. Było sprawiedliwie, każdemu należało się po równo. „Za sanacji mądry głupiemu był wrogiem, a teraz wszystkie równe.” – powiadał Pawlak. W tamtych czasach każdy miał wystarczająco; gwarantowana praca; jak nie w fabryce to w polu, dach nad głową, żłobek i szkołę. Do socjalistycznego systemu dobrobytu należało się tylko dostosować, nie wolno było z nim dyskutować, a już broń boże próbować go zrozumieć, to było wręcz niemożliwe. A tu patrz; Ameryka – wolność i demokracja. „A co to za demokracja, gdzie każdy może mieć swoje zdanie?” Powiedział Kargul do Pawlaka podczas ich amerykańskiej podróży. Strajk na lotnisku oraz ogólny dobrobyt dostarczył im kolejnych przemyśleń; „Żyć nie umierać, chcą pracują, nie chcą nie pracują, demokracja człowieku!” – „Nareszcie człowiek czuje się jak sołtys: wysoko, najedzony i za nic nie odpowiada.” – „Mnie tam luksus nie przeszkadza. Pamiętasz luksus w 45, jak my razem z elewentarzem w wagonie jechali?” – „Po co im bogactwem w oczy dźgać?” – „Żeby ja bleszczaty był, choć na jedno oko, to bym może w to uwierzył.”

Spór samych swoich

Filmy o Kargulach i Pawlakach stały się jednym z naszych polskich mitów narodowych, do których bardzo chętnie wracamy. Z wielkim rozrzewnieniem oglądamy czasy, w których ludzka mentalność, świadomość oraz logika działania z jednej strony była uniwersalna, lecz z drugiej strony była na wskroś polska. Tym razem nie chodzi już korelacje emigranckie, lecz o niekończący się spór sąsiedzki, który przeuroczo z tej historii wybrzmiewa. Jeżeli tylko przeżyły w nas te pieniackie geny, to czasami też niechlubnie z nas rozkwitają. Problemem nie jest jednak doprowadzić do błahej na „śmierć i życie” kłótni, kończącej się wzruszającym pojednaniem. Problemem jest kompletne zatracenie relacji, której w żaden sposób nie da się już naprawić. Tym czymś jest do deski grobowej milczenie — nieprzejednany uraz i nigdy nieposkromiona złość.

Bohaterowie „Samych swoich” uczą nas kultywowania wzajemnej relacji. Bez względu na zaistniałe okoliczności i wynikające z nich kryzysy, bez siebie żyć nie mogą, na siebie dozgonnie są skazani. Kiedy zalani łzami członkowie obu rodów wpadają w czułe objęcia, jedynie Wicia — syn Pawlaka, patrzy na ten obrazek sceptycznie. Słusznie przewidując, że nie jest to koniec sąsiedzkich kłótni. Na pytanie córki Kargula — Jadźki, o to, czemu nie płacze, odpowiada: „A bo to ostatni raz się godzim? Wolę popatrzeć”.

Katarzyna Hypsher