Zycie Kolorado
Blog 5_24.jpg

Na skróty

Kiedy zdarza się przemoc, lubię (nie) patrzeć | KARINA BONOWICZ

Zone of Interest” to film o Holokauście, w którym Holokaust nie jest pokazany. Jest tylko słyszany. I wyobrażony. Dysonans, który przeżywamy w trakcie oglądania, jest nie tyle bolesny, co niewygodny. Pozostawia otwartym pytanie: czy aby na pewno jesteśmy tak niewinni, jak byśmy chcieli się widzieć?

Tradycyjne podejście do Holokaustu zdaje się dawać coraz mniejsze rezultaty. Jak więc kontynuować opowiadanie tych historii w sposób, który będzie przemawiał do dzisiejszego widza? Właśnie tak.

Pierwsza scena filmu Johnatana Glazera pokazuje piknikującą nad jeziorem idealną niemiecką rodzinę. Nie jest to jednak zwykły piknik. Kiedy wracają do swojej willi, okazuje się, że dzielą ścianę z obozem zagłady w Auschwitz, a głowa rodziny to nie kto inny jak Rudolf Höss. Ale myliłby się ten, kto spodziewałby się obrazów okrucieństwa zestawionych z tym idyllicznym portretem (jako że historia opowiedziana jest z perspektywy sprawcy mieszkającego po drugiej stronie obozowego muru), bo wszystko interpretować będziemy jedynie za pomocą dźwięku.

Film Johnatana Glazera jest luźno oparty m.in. na powieści Martina Amisa z 2014 roku pod tym samym tytułem, ale przede wszystkim odnosi się do książki Piotra Setkiewicza „Życie prywatne esesmanów w Auschwitz”, która stała się ważną inspiracją dla twórców. „Zone of Interest” powstał w ścisłej współpracy z Muzeum Auschwitz, a zdjęcia powstały w bezpośrednim sąsiedztwie obozu i autentycznej willi Hössów. Dom stał w pobliżu rogu najstarszego obozu, Auschwitz I, w którym znajdowały się baraki więźniarskie, szubienica, komora gazowa i krematorium.

Reżyser Johnatan Glazer i autor zdjęć Łukasz Żal zobrazowali dom i ogród Hössów przy użyciu 10 kamer działających jednocześnie, a sceny rozgrywają się i są filmowane w stylu „lotu po ścianie”; tak jakby widzowie oglądali to, co dzieje się w domu i ogrodzie komendanta obozu z ukrytej kamery, jak w reality show. Ekipa filmowa była ukryta, tak że aktorzy jej nie widzieli, a kamery rejestrowały wszystko jednocześnie, co sprawiło, że wszystkie kąty uchwycone są tak, aby uzyskać wrażenie czasu teraźniejszego.

Tak więc z jednej strony widzimy rodzinne posiłki, przyjęcia i pikniki pary nazistów – komendanta Auschwitz Rudolfa Hössa (Christian Friedel) i jego żony Hedwigi (Sandra Hüller) – oraz ich pięciorga dzieci dzieci, a z drugiej słyszymy dźwięki kaźni dochodzące zza muru. „Zone of Interest” wykorzystuje nasze uszy jak żaden inny film. To jak własne radiofoniczne przedstawienie tego, co się tam dzieje. Czyni to grozę Holokaustu niezwykle obecną, ponieważ pozwala widzowi tworzyć za sprawą jego własnej wyobraźni najgorszą wersję tego, co dzieje się w obozie, podczas gdy bohaterowie filmu zdają się zupełnie to ignorować.

W scenie, w której widzimy Rudolfa Hössa stojącego w swoim ogrodzie i palącego cygaro, słyszymy ledwo rozpoznawalny szum elektrycznego ogrodzenia i głosy strażników przechadzających się wzdłuż muru. Podczas gdy oni prowadzą więźniów do komory gazowej, Rudolf spaceruje po ogrodzie i zauważa, że kran przy basenie kapie, więc go natychmiast wyłącza. Dopiero wtedy dociera do nas, że to, co mieliśmy za kapanie wody, jest tak naprawdę szumem krematorium i odgłosami więźniów dobijających się do jego zamkniętych drzwi.

Ogólny efekt podejścia Glazera do tematu jest początkowo głęboko niepokojący, a to w dużej mierze dlatego, że – w miarę upływu zwykłego życia bohaterów – czekamy, aż zostaniemy przeniesieni do pomieszczeń zagłady. Zamiast tego w dalszym ciągu film skupia się na codziennym życiu Hössów, bez fali pobudzającej emocje muzyki i teledyskowych ujęć. Praca kamery — z wyjątkiem kilku zdjęć z podróży, które podkreślają bliskość domu z wnętrzem obozu — jest płynna i dyskretna. Wszystko zależy od faktu, czy Hedwiga oprowadza gościa po ogrodzie, czy też Rudolf rozmawia z kilkoma urzędnikami w garniturach, omawiając plany rozbudowy obozu.

Codzienne życie Hössów oglądamy w beznamiętnych ujęciach, nigdy nie zaglądając poza mury oddzielające ukochane róże i dalie Hedwigi od przemysłowej fabryki śmierci po drugiej stronie. Ale dzięki projektowi dźwiękowemu Johnniego Burna hałas otoczenia generowany przez to, co dzieje się w obozie, jest wywoływany z duszącą intensywnością, która pasuje do dławiącej chmury dymu unoszącego się nieustannie z kominów pieca w Auschwitz. W przeważającej części misternie nałożony dźwięk wysuwa na pierwszy plan codzienne rozmowy i pogawędki ponad niskim, uporczywym buczeniem przypominającym maszynę, buczeniem, które jest regularnie przerywane odgłosami pociągu, stłumionymi strzałami oraz (na pozór) niezrozumiałymi wrzaskami.

„Zone of Interest” nie daje nam przestrzeni do oddychania. Dosłownie. Dlatego po wyjściu z kina, pierwsze, co należy zrobić, to wziąć głęboki oddech. A potem zastanowić się, czy wstawianie nakładki na zdjęcie profilowe Facebooka “Razem z Ukrainą”, po tym, jak nie przytrzymaliśmy drzwi wagonu metra spieszącemu się człowiekowi, uspokaja nasze sumienie?

https://bookpani.blogspot.com

Katarzyna Hypsher