Zycie Kolorado
Blog 5_24.jpg

Na skróty

“Chłopi” malowani | KARINA BONOWICZ

Adaptacja noblowskiej powieści Władysława Reymonta to oszałamiająco piękne wizualne arcydzieło, które dokonało niemożliwego, bo zmieściło ponad 1000 - stronicową książkę w dwóch godzinach filmu, ale które zrozumieją tylko polscy odbiorcy.

O tym, że tylko polscy widzowie zrozumieją “Chłopów” DK and Hugh Welchman, świadczą chociażby amerykańskie recenzje, pełne błędów w imionach nie tylko bohaterów, ale i aktorów (nie rozumiem, dlaczego nie można się pofatygować i dokonać bardzo prostego zabiegu: „copy - paste”), ale i spłycające wymowę filmu stwierdzeniem, że wizualnie i owszem, ale o co w ogóle w tym wszystkim chodzi. Jeżeli amerykański recenzent nie zauważył w tym filmie bardzo prostej historii miłosnego trójkąta, nie wiem jakim cudem jest zrozumieć „Wielkiego Gatsby’ego”? Czy naprawdę tak nie da się dostrzec historii pięknej młodej dziewczyny, która poślubia owdowiałego właściciela ziemskiego, pielęgnując jednocześnie płomienny romans z jego synem? Jeżeli nawet to nie zostało dostrzeżone, to jak mogło być zauważone, że film mówi za pomocą tej miłosnej opowieści o odwiecznym starciu jednostki z grupą, walki uczucia z rozumem (namiętność kontra morgi), związanie tytułowych chłopów z ziemią i ich tryb życia będący odbiciem zmieniających się pór roku? Nie da się tego zrozumieć bez solidnej wiedzy na temat polskiej XIX-wiecznej wsi, jak również polskiej kultury i tradycji. Nie da się z tak ignoranckim pojęciem, jakie zauważyłam w licznych amerykańskich recenzjach.

Tak naprawdę najbardziej wiarygodnymi oceniającymi ten kinowy spektakl reżyserów „Loving Vincent” są ci, którzy i przeczytali książkę i widzieli kultowy serial Jana Rybkowksiego z Emilią Krakowską, która już na zawsze pozostała Jagną. Tylko ci docenią umiejętność odzwierciedlenia czterotomowej epopei w dwóch filmowych godzinach, nie gubiąc po drodze Reymontowskiego zamysłu. Moją największą obawą było to, że wśród zapierających dech w piersiach wizualizacji zagubi się zupełnie idea „Chłopów” i zostanie sprowadzona jedynie do miłosnego trójkąta. Tak się jednak nie stało.

Nie doszło do zawsze niebezpiecznego przerostu formy nad treścią. A ryzyko było ogromne, bo „Chłopi” to arcydzieło wizualne. Efekt jest niemal halucynacyjny; to jakby przechadzanie się po muzeum sztuki wypełnionym arcydziełami, które żyją własnym życiem. Technika filmowców polega na nagrywaniu całego filmu w formie aktorskiej, z prawdziwymi aktorami i czasem prawdziwymi scenografiami, a następnie malowaniu dziesiątek tysięcy klatek w stylu rotoskopowym, aby uzyskać wrażenie, że obrazy olejne ożywają (na podstawie obrazów fotograficznych powstało 40 000 obrazów olejnych). Niewątpliwie sekwencje, które najbardziej korzystają z tego podejścia, są najbardziej malarskie, od zdjęć krajobrazów i natury obejmujących różne pory roku po radosne wesele pełne tańców ludowych i muzyki, tę drugą ożywioną współczesnymi rytmami polskiego kompozytora/rapera Łukasza „L.U.C.” Rostkowskiego. Film również oddaje hołd historii sztuki, jak miało to miejsce w przypadku „Loving Vincent”, z rekonstrukcjami znanych obrazów Józefa Chełmońskiego, Ferdynanda Ruszczyca i Leona Wyczółkowskiego.

Obrazy nie ożyłyby jednak, gdyby nie fantastyczny dobór aktorów: i Kamili Urzędowskiej jako Jagny, i Piotra Gulaczyka w roli Antka, jak również Soni Mietielicy - Hanka, i oczywiście Mirosława Baki odtwarzającego postać Boryny. To dzięki nim wesele, śmierć Boryny czy taniec Jagny i Antka chwytają za gardło i zapierają dech w piersiach. A to chyba o to chodzi, prawda? O emocje, które film wywołuje i o pytanie, które sobie stawiamy podczas rozmów z samymi sobą po wyjściu z kina.

Ci, którzy martwią się, że „Chłopi” nie znaleźli się na Oscarowej liście, niech sobie darują. Oczywiście, Oscary wciąż mają znaczenie biznesowe, ale już dawno przestały mieć jakiekolwiek znaczenie dla sztuki filmowej. Tak samo jak Nobel. O wielkości Reymonta nie świadczy nagroda, ale to, że dwa wieki później wciąż go chcemy przeżywać na nowo.

https://bookpani.blogspot.com

Katarzyna Hypsher