Mikołaj potrzebny jak zawsze! | ELIZA SARNACKA-MAHONEY
Yes, Virginia, there is Santa Claus – tak rozpoczyna się jeden z najsłynniejszych listów świata napisany ponad sto lat temu przez redaktora New York Sun do 8-letniej Wirginii O’Hanlon, którą, jak wszystkie dzieci, w pewnym momencie życia zaczęły targać wątpliwości związane z „mikołajową oprawą” Bożego Narodzenia. Wracam do tego listu co roku, żeby przypomnieć sobie, dlaczego ja też powinnam wierzyć w Mikołaja. Wiara w cuda to często jedyny sprawdzony ratunek, by przetrwać życiowe kryzysy, a że tych nam nigdy nie brakuje, ostatnio mamy ich wręcz zdecydowanie i obiektywnie za dużo (!!!), wiara w to co uosabia Mikołaj wyrasta na najważniejszą wartość w ogóle.
Od lat gdy zbliżają się święta powraca do mnie pewna scena sprzed lat. Jak zwykle na początku grudnia pytam córki, co chciałaby dostać w prezencie od Mikołaja. Pytam osobno, na wszelki wypadek. Starsza, wówczas 11-to latka, przewraca wtedy oczami i deklaruje, że nie wierzy w Mikołaja już od co najmniej 3 lat, a dowiedziała się - bagatela – od własnego ojca, który jest inżynierem i na co dzień obcuje z komputerowymi czipami, nie cudami. Na dowód macha mi przed oczami pismem naukowym, gdzie donoszą, że we Wszechświecie jest trzy razy więcej gwiazd niż myśleliśmy, odkryto promieniowanie starsze niż Wielki Wybuch, a w jeziorze w Kalifornii ukrywa się zupełnie nowa forma życia. Dlatego latające zaprzęgi z reniferów głównie ją rozśmieszają. Robi mi się smutno i mam ochotę pójść do kącika popłakać, ale humor mi się poprawia, gdy Starsza przyznaje, że w sumie to szkoda, że już nie wierzy, bo ta wiara była bardzo miła i przyjemna. I że skoro nie wtajemniczyła jeszcze w swoje poglądy siostry (nie wtajemniczyła? Hurrrra!) to chętnie przyłączy się do rodzinnej konspiracji i będziemy wspólnie utrzymywać Młodszą w przeświadczeniu, iż wesoły staruszek z workiem prezentów na plecach naprawdę skacze po dachach i przemieszcza się saniami po niebie. I kolejna odsłona tego wspomnienia. Siedzimy wszystkie nad kubkami gorącej czekolady w Panera Bread, a Młodsza, wówczas sześcioletnia, opowiada z przejęciem, jak to w klasie wywiązała się dyskusja na temat Mikołaja, ale pani stanęła po stronie tych, którzy w niego wierzą. I teraz nawet ci, którzy mieli wątpliwości znów stoją za Mikołajem murem.
Córki urosły, pewne sprawy i trendy pozostały jednak takie same. Sondaże wykazują, że w Mikołaja nie wierzą coraz młodsze dzieci. Pędzimy z rewolucją naukową i technologiczną, podczas gdy tradycje Bożego Narodzenia, zatrzymały się na wyobraźni sprzed dwustu lat. Pięciolatki mają problem z informacją, że elfy uzbrojone w heble stolarskie są w stanie wyprodukować iPhone’a. I dlaczego w czasach, gdy kamerę wideo można zainstalować na Mt. Evereście i streamlinować przez internet na bieżąco widoki ze szczytu nikt nie włączy kamery w Laponii? Dlaczego Mikołaj nie odpowiada na maile ani smsy, chyba ma dostęp do Internetu i komórkę? Pokolenie moich rodziców przygląda się dzisiejszym rodzicom i zapewnia, że wcale nam nie zazdrości (po naszych rodzicielsko-wychowawczych doświadczeniach z czasów pandemii nie zazdrości tym bardziej!), coraz głośniej deklarując, że oni mieli jednak dużo, dużo łatwiej. Nie wyobrażają sobie, jak można ogarnąć wszystkie te świąteczne sprzeczności i wyjść z „problemu Mikołaja” obronną ręką. Tak, oni mieli naprawdę prościej. O ile mniej stresu i, nie oszukujmy się, zwyczajnego mataczenia. Potwierdzam bijąc się we własne piersi - wierzyłam w Mikołaja do 12 roku życia!
Córki mam już dzisiaj duże, ale powtarzam im z uporem, że w Mikołaja wciąż wierzę i im radzę to samo. Święta są przecież po to: by wierzyć. By kto nie wierzy, uwierzyć spróbował. A kto wierzy, by umocnił się w przeświadczeniu, że wiara ma sens, ma moc i jest potężnym celem. W drugim roku pandemii, gdy nie wiemy, niestety, co jeszcze może nas czekać, ile będziemy potrzebować siły, by wrócić do normalności, lub nauczyć się żyć w jakiejś całkiem nowej normalności, potrzebujemy wierzyć bardziej niż kiedykolwiek. W to, że jest na świecie dobro, które do nas idzie. Są ludzie, którzy nas kochają i których nasza miłość może odmienić na lepsze. Są, wreszcie, najpiękniejsze prezenty, które na nas wciąż czekają.
Yes, Virginia, there is Santa Claus. Choć ma wiele twarzy, choć może nadchodzi moment, by zacząć opowiadać o nim najmłodszym nieco inaczej, istnieje i sam w sobie wcale się nie zmienił. Oby tak pozostało.